Ahhh, ale ten czas leci! Jak szalony, już połowa grudnia a ja jeszcze prezentów nie mam… eh.
Zawsze w tym czasie już miałam wszystkie spakowane i podśmiewałam się z tych co jeszcze w stresie biegali po sklepach…
No nic, ale nie o tym dzisiaj będzie.
Dzisiaj na tapecie CIENIE firmy INGLOT. Jakoś tak wyszło, że mam ich sporo więc mogę co nieco napisać. INGLOT to polska marka chyba większości dość dobrze znana, ze względu na dużą dostępność. Ja pamiętam jeszcze jak kosmetyki INGLOTA można było kupić w małych osiedlowych drogeriach, teraz firma ma własne salony i stoiska w wielu polskich (i nie tylko!!) miastach. W ofercie znajdziemy kolorówkę, akcesoria (pędzle etc), lakiery i akcesoria do paznokci. Na początek: moje doświadczenia z cieniami tej firmy.
Otóż cienie można kupić pojedynczo lub w paletkach (tzw. System Freedom). Wkłady do paletek są okrągłe bądź kwadratowe (są jeszcze paseczki, ale coś mi się obiło o uszy, że są wycofywane – nie wiem czy to prawda). Najbardziej popularne są wkłady okrągłe i paletki “Pro” (np.. Pro3, Pro5, Pro10).
Są to paletki zamykane klapką, w której umieszczone jest lusterko. Często są promocje na gotowe zestawy paletek, ale generalnie idea jest taka, żeby samemu sobie je komponować. Niedawno INGLOT wyrównał ceny i teraz już nie ma różnicy czy kupujemy paletkę i wkłady czy same wkłady, cena jest ta sama (aktualnie 10zł za okrągły wkład).
Paletki na wkłady kwadratowe są troszkę inne, gdyż zamykane są taką osobną półprzejrzystą klapką na magnes. Też są w wersjach na 3,5,10 wkładów (poprawka! Paletki na kwadratowe cienie są na 2,4,10 wkładów!!). Niestety nie posiadam takiej z cieniami, żeby pokazać zdjęcie.
No i teraz słów kilka odnośnie jakości. Cienie INGLOTA w zdecydowanej większości są mocno napigmentowane, a do wyboru mamy bardzo wiele odcieni. Ze względu na ten bardzo duży wybór często INGLOT nazywany jest polskim odpowiednikiem M.A.C’a. Do wyboru mamy cienie matowe (matte), perłowe (pearl), z drobinkami (Double Sparkle). Niestety nie mogę napisać, że są bardzo trwałe, gdyż jest to czysta loteria. Są cienie trwałe, które nie blakną i nie zbierają się w załamaniu powieki, a są też takie, które nawet na porządnej bazie w ogóle nie chcą się trzymać. I dlatego zawsze zastanawiam się 2x zanim kupię jakiś cień w tej firmie, chociaż przyznam, że dość często daję się skusić… Dodatkowo można zakupić większe palety, ja jakiś czas temu kupiłam taką na 30 wkładów (koszt ok. 20zł) i tam przeprowadziłam wszystkie moje kółka. Łatwiej w ten sposób zapanować nad kolorami.
A to przegląd cieni, które posiadam:
Drugim rodzajem cieni są VERTIGO, które od dłuższego czasu są w promocji takiej, że przy zakupie czegokolwiek innego te cienie można zakupić za 7zł (wcześniej za 5zł). Oryginalnie są to cienie pojedyncze, w plastikowym opakowaniu, zamknięcie jest jednocześnie aplikatorem.
Mnie jednak denerwowała taka forma, a że łatwo wydostać wkład z plastikowego opakowania – dokupiłam większą paletkę (ok. 12-15zł) i przełożyłam cienie do niej. Teraz wygląda to tak:
Jeśli chodzi o jakość, to cienie Vertigo są bardzo dobrze napigmentowane, wybór kolorów już jednak nie powala… Za to są trwałe i nie blakną, przynajmniej wszystkie te co mam ja. Wolę je zdecydowanie bardziej niż pozostałe cienie prasowane INGLOTA.
Ogółem – cienie dobre, acz nie rewelacyjne. Na plus jest wielki wybór kolorów, na minus ruletka z jakością…
Uff, znowu się rozpisałam, ale chyba udało mi się ogarnąć to co najważniejsze 😉
0 komentarzy