Witam.
Na wstępie chciałam przeprosić, że nie mogę pisać na blogu tak często jakbym tego chciała… Niestety z kilku powodów chwilowo nie mam czasu, do tego kiepski Internet, którym w tej chwili dysponuję mi nie pomaga. Ale! Za czas jakiś – niedługi mam nadzieję – przeprowadzam się i wszystko wskazuje na to, że będę mogła częściej zamieszczać notki 🙂 Mam nadzieję, że tak będzie!
Dzięki temu, że naprawdę staram się sumiennie stosować do narzuconego sobie trybu ZUŻYWANIA, coby móc tutaj chwalić się w cyklu notek swoimi osiągnięciami w tym temacie, dzisiaj mogę napisać parę słów o Ziajowym masełku.
Bardzo się cieszyłam z tego masła jak je kupiłam. Po pierwsze ma obłędny zapach!! Uwielbiam pomarańcze a to masło pachnie super (no, może nie jak przekrojona świeża pomarańcza, ale zapach i tak mi się podoba 😉 ), do tego ma pomarańczowe opakowanie 😀
Niestety na moją bardzo przesuszoną skórę się zupełnie nie nadaje, nawet tuż po posmarowaniu nie ma efektu nawilżenia. Po bardziej długotrwałym stosowaniu – nadal tego efektu brak. Jeśli chodzi o działanie antycellulitowe – nie stwierdziłam. Do tego dochodzi marna wydajność. Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się, że będzie ono bardzo wydajne, jednak okazało się tak naprawdę kosmetykiem na kilka smarowań, nie wiem czy liczba sesji z pomarańczową Ziają przekroczyła 10? Raczej wątpię…
Miałam nadzieję, że to masło okaże się moim numerem 1, jednak niestety był to zupełnie nietrafiony zakup. A szkoda, bo zapach bardzo mi odpowiada.
0 komentarzy