Moje poszukiwania idealnego podkładu trwają, dotarłam w końcu też do Too Faced. Zdecydowałam się na podkład Born This Way i przy okazji skorzystałam z kodu w Sephorze (przy zakupach online), dzięki któremu dostałam sporo miniaturek marki. Sephora często robi takie akcje dlatego warto ich obserwować albo zapisać się na newsletter.
Wyszło tak, że do zakupu podkładu dostałam całą resztę widoczną na zdjęciu:
- pomadka Melted
- baza pod cienie Shadow Insurance
- baza pod podkład Hangover
- bronzer Milk Chocolate Soleil
Przyznam szczerze, że Too Faced nie było mi nigdy po drodze. Nie, żebym miała cokolwiek przeciwko tej firmie, po prostu jakoś nic mnie szczególnie nie kusiło do tej pory. Chociaż w sumie zawsze chciałam spróbować ich bazy pod cienie, a teraz jeszcze kuszą mnie serduszka 😉 Wszystko w swoim czasie…
Nowości z Too Faced – moje pierwsze spotkanie z marką
Nowości nie są nowościami sensu stricte, są nowościami dla mnie 😉 Ale wiem, że jeszcze wiele osób nie słyszało o tej marce, może akurat Ty też się zastanawiasz co kupić? Po kolei:
Too Faced – Born this way
Nasłuchałam się, że jest wspaniały. Spełnia obietnice producenta, czyli jest niewidoczny a jednocześnie kryje co trzeba i udaje naszą piękną skórę. Widziałam też sporo negatywnych opinii. Co ja o nim sądzę? Tego jeszcze nie wiem, ale póki co jest obiecujący.
Póki co mogę powiedzieć, że opakowanie jest ładne, ale nie ekskluzywne. Fajnie, że ma pompkę. Wybór kolorów trochę mały (5-6 odcieni? Nie jest łatwo dobrać swój kolor, tym bardziej przez internet). Ja zdecydowałam się na Natural Beige i jakimś cudem całkiem nieźle trafiłam. (swatch na końcu wpisu)
Too Faced – Melted
Melted to pomadki w płynie, ale nie matowe. Za to długotrwałe. Ja wolę na ustach mat, ale ta pomadka bardzo mi przypadła do gustu! Moja jest w kolorze Chihuahua (swatch na końcu wpisu). Podoba mi się to, że pomadkę można nałożyć cienką warstwą a jej kolor jest mocny. Pięknie wygląda na ustach, a kolor Chihuahua bardzo przypadł mi do gustu – to taki ciemny brudny róż, który wygląda na moich usta jak „moje, ale lepsze”. Dalsze testy w toku.
Too Faced – Shadow Insurance
Od dawna chciałam spróbować tej bazy! Póki co – jest dobrze.
Sama baza jest matowa i ma lekki kolor, ale de facto nic nie kryje. Nie wiem co mogę o niej więcej póki co powiedzieć. Miniatura jest całkiem dużych rozmiarów i starczy mi na długo.
Too Faced – Hangover
Ta baza najbardziej wpadła mi w oko z całego gratisowego zestawu. Wielokrotnie już pisałam, że mam bardzo suchą skórę, ale powtórzę się dla tych, którzy trafili tu pierwszy raz. Tym bardziej wszystko co obiecuje mi dać efekt nawilżonej i odżywionej cery muszę wypróbować!
Ta baza kusi mnie jeszcze wodą kokosową, która ostatnio jest bardzo modnym składnikiem kosmetyków. Póki co sprawdzałam tylko na ręce i jest bardzo obiecująca. Ma konsystencję bardzo lekkiego kremu/emulsji i w ogóle nie jest silikonowa – co wg mnie jest na plus. Czekam na jakąś większą okazję, żeby ją porządnie przetestować
Too Faced – Milk Chocolate Soleil
I wisienka na torcie – miniatura bronzera 🙂 I tu bardzo pozytywne zaskoczenie (nie dlatego, żebym spodziewała się inaczej, ale różnie bywa ;)) – bronzer jest matowy, ale nie suchy i płaski. Jest taki masełkowaty i gładki. Ma piękny herbatnikowy kolor i super się nakłada. Próbka jest dość spora więc trochę czasu mi zajmie jej zużycie, ale prawdopodobnie kupię pełnowymiarowy produkt, bo bardzo mi się spodobał! Na pewno będzie się pojawiał w moich makijażach.
Na koniec mam jeszcze wspólne zdjęcie swatchy. Tak to się prezentuje w całości. Na początek jestem bardzo zachęcona, a tego się nie spodziewałam. Myślałam raczej, że utrzymam swój chłodny stosunek do marki, ale nic z tego 😛
0 komentarzy