Tak jak pisałam ostatnio przy szmince MAC Ruby Woo, są kosmetyki legendy. Taką legendą znowu ze stajni MAC są ich Paint Poty, czyli w sumie cienie w kremie. Już kiedyś pokazywałam tutaj na blogu jeden, w kolorze Imaginary. Zdania na jego temat nie zmieniłam i do dzisiaj chętnie używam. Soft Ochre natomiast jest trochę inny, oczywiście poza kolorem ma też inną konsystencję i jest matowy. Opakowanie bez zmian, szklany ciężki słoiczek, a w środku 5g produktu.
Kolor jest dokładnie taki jak można się po nazwie spodziewać, czyli jasna delikatna ochra. Bardziej po ludzku mówiąc jasny cielisty z żółtymi podtonami. W konsystencji różni się od Imaginary, które jest dość „śliskie” – Soft Ochre jest dość tępe. Oczywiście nadal poruszamy się wokół konsystencji kremowej, ale nie jest to lekka jak piórko formuła, raczej gęsta i suchawa. Jednak nakłada się dość łatwo, tylko lepiej ruchem wklepującym niż rozcierającym.
Do rzeczy! Czy to baza? Idealna w dodatku? Dla mnie bliska ideału 😉 Dlaczego? Bo wszystko co na nią nakładam jest nie do zdarcia, trzyma się u mnie aż do zmycia. W dodatku Paint Pot zachowuje się trochę jak korektor pokrywając powiekę cielistym kolorem, więc mamy czystą kartę na start dla naszego makijażu oka 🙂
Dlaczego więc nie idealna? Kolor jest tutaj wadą i zaletą. Dla jednych będzie za ciemny dla innych za jasny. Nie da się dogodzić każdemu niestety. Dla mnie jest w sam raz. Nie wyobrażam sobie jednak nosić tego koloru solo. Wygląda wtedy jak nałożony korektor i odcina się od reszty twarzy za bardzo. Może u kogoś z innym odcieniem skóry by się sprawdził do samodzielnego noszenia 😉
0 komentarzy