Witam Was 🙂
Dzisiaj nadszedł czas na zrecenzowanie bardzo przeze mnie upragnionej i wyczekanej palety z oficjalnie niedostępnej (niestety) w PL firmy Urban Decay. Naczytałam się wiele zachwytów o tej firmie, do tego kolory mnie urzekły… i stało się, zapałałam do tej palety żądzą posiadania nie do opanowania. I dostałam ją na urodziny od mojego Miśka.
Opakowanie jest kartonowe, ale bardzo schludne i wygląda na dość trwałe, nie mogę się absolutnie do niczego przyczepić.
Jak wiele innych limitowanych palet tej firmy – to pudełko z “okładką”. Podnosimy wieczko pudełka i ukazuje nam się scena z Alicji w Krainie Czarów. Na tym wieczku -jakby w tle scenki – znajduje się spore lustro. Jeśli mam być szczera – nigdy z niego nie korzystam, byłoby to dość niewygodne ze względu na umiejscowienie cieni w tej palecie. No, ale lepiej, że jest, niżby miało nie być, w końcu nigdy nie wiadomo co i gdzie nam się może przydać!!
Cienie odnajdziemy dopiero po zejściu jeszcze niżej i wyciągnięciu szufladki. A w tej szufladce ukazuje nam się 16 cieni (Underland, Alice, Oraculum, Queen, Chessur, White Rabbit, Wonderland, Curiouser, Muchness, Mushroom, Midnight Tea Party, Vorpal, Absolem, Drink me Eat me, Mad Hatter, Jabberwocky), 2 kredki do oczu 24/7 (Zero i Flipside) oraz sławna już baza pod cienie Prime Potion.
Zgodnie z zapowiedziami kolory mnie powaliły, są przepiękne!! W palecie znajdziemy brązy, czerń, fiolety, niebieskości, zieleń i tzw. “cielaki” czyli cienie dość cieliste. Są super napigmentowane i zmielone, mają taką kremową konsystencję. Bardzo fajnie się nakładają i dają się bardzo ładnie cieniować 🙂 Zachwycona jestem też kredkami, Zero to moja ulubiona czarna kredka w tej chwili, Flipside był świetny na lato – są bardzo trwałe.
Jest jednak jeden minus – w sumie, to nawet dwa – tego wszystkiego. Po pierwsze wiele się naczytałam, że baza Prime Potion z Urban Decay nie ma sobie równych. Ja szczerze mówiąc nie jestem aż taka zachwycona. Na mojej liście plasuje się na 2 miejscu (Za ArtDeco, ale przed Inglotem). Cienie się na niej trzymają dobrze, ale nie aż tak dobrze jak na bazie z ArtDeco. Ładnie podbija też kolor. To co mi się nie podoba, to że ma płynną konsystencję i trzeba odczekać aż troszkę wyschnie na powiece, oraz to, że nie widać ile jej zostało w opakowaniu. Mam wrażenie też, że ciężko będzie ją do cna wydobyć. Drugi minus to… trwałość cieni. Zgodnie z tym co wyczytałam w Internecie spodziewałam się super trwałości. Jednak jakkolwiek bym ich nie nałożyła po kilku (ok. 7-8) godzinach cienie zbierają się w załamaniu powieki 🙁 Testowałam je z w/w 3 bazami, i nawet na bazie z Urban Decay nie udało mi się tego uniknąć. Jednak trwałość ok. 7-8h nie jest aż taka tragiczna, do tego cienie nie bledną. Tak więc podsumowując: paleta ma minusy, jednak całokształt jest zdecydowanie na plus!! I wciąż jestem zakochana w tej palecie. Jednak za cenę powyżej 200pln można oczekiwać lepszej trwałości – ale biorę też pod uwagę to, że mam niestety tłuste powieki… Przed zakupem następnej palety z tej firmy na pewno się zastanowię, bo nie kosztują mało, ale firma potrafi kusić więc… Never say never 😉
0 komentarzy