Jak niektórzy wiedzą, ale może nie wszyscy – w marcu odwiedziłam Hong Kong. |będzie DUŻO ZDJĘĆ!| Na bieżąco na moim Instagramie pojawiały się zdjęcia, a dzisiaj w końcu napiszę o moim wyjeździe parę słów 🙂 Zainteresowanych zapraszam do lektury i do oglądania, a czekających na kosmetyczne wpisy zapraszam w czwartek na wiosenno-letni kolorowy makijaż step by step!
*****
No więc, Hong Kong? Ale jak? Gdzie? Przecież to drugi koniec świata? Ale nie ma czasu się zastanawiać, jest okazja jest też szybka decyzja jadę! SAMA! Niestety mój M. nie może jechać 🙁 Na szczęście na FB zawiązała się grupa nieznajomych i znalazłam współlokatorkę z Poznania do pokoju w hostelu. No więc jadę! Oczywiście nie mam paszportu, bo ważność skończyła się ponad rok temu, aleee po lekkiej gimnastyce udaje mi się nakłonić Urząd do szybszego wydania paszportu, uff. Paszport jest, mapa jest, przewodnik jest. Mogę jechać.
Podróż jest kilku etapowa:
- Przejazd pociągiem do Warszawy (wstyd się przyznać, ale nie znam stolicy nic a nic)
- Lot do Amsterdamu (ooook, TO jest lotnisko!)
- Lot do Hong Kongu (nie nie, TO jest lotnisko :D)
Padło na linie KLM i lot łączony, który w całości trwa ok 15-16h z przesiadką. Na przesiadkę w Amsterdamie mam ok 2h więc nawet taki lotniskowy lamus jak ja da radę w tym czasie odnaleźć odpowiednie bramki 😉 Lot do Hong Kongu jest długi, ok 12h, ale do dyspozycji mam swój własny monitor+słuchawki+pilota, na którym na bieżąco mogę śledzić lot i jego parametry, oglądać filmy, słuchać muzyki, grać w gry itd. Wyjechałam z Poznania o godzinie 7 rano, w Hong Kongu miałam być ok. południa ichniego czasu więc większość lotu i tak przespałam.
Lotnisko w Hong Kongu znajduje się na wyspie Lantau i UWAGA! z terminalu do miejsca odbioru bagażu jedzie się lotniskowym metrem! Ja jadę do HK z okazji odbywających się targów, więc to pierwsze miejsce, które odwiedzam. Korzystam też z organizowanych przez targi darmowych wycieczek, więc już pierwszego dnia udało mi się zobaczyć co nieco 🙂
- Most Ts’ing Ma – Hong Kong
Ts’ing Ma to ponad 2km most wiszący. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. W najwyższych punktach ma ponad 200m wysokości. Jeżdżą po nim samochody i metro.
- Kowloon Walled City Park – Hong Kong
Kowloon Walled City Park to park, który powstał na niegdysiejszym zakazanym mieście. Jest to bardzo ciekawa historia i zachęcam do poczytania! W skrócie, było to miasto, którego nie chciała ani Wielka Brytania ani Chiny w związku z czym pozostawało bez żadnego nadzoru ani prawa. Jak łatwo się domyślić, był to dom całego złaaa 😉 Ale tak serio, warto o tym poczytać, miejsce to podobno było pierwowzorem miasta Gotham z Batmana.
*****
Następnego dnia wybieram się do największego siedzącego Buddy na świecie. Najpierw jadę metrem na końcową stację Tung Chung a potem przesiadam się na kolejkę linową Ngong Ping 360.
- Ngong Ping 360 – Hong Kong
Oczywiście na zdjęciach widać widoki z wagonika. Widać też, jak mieszkają mieszkańcy HK. Da się to określić jednym słowem – CIASNO. Mieszkania są małe, wieżowce są budowane ciasno i są wysokie, żeby jak najwięcej mieszkań się zmieściło. Do tego mieszkania są drogie. Widać też jaka jest pogoda, generalnie szaro. Podczas mojego pobytu trafiam na kilka monsunów, ale generalnie jest dość ciepło, ok 15-22st. Ngong Ping 360 to kolejka linowa, która zawozi nas do samego Buddy. Przejażdżka trwa 25min, a po drodze roztaczają się niesamowite widoki! Bilet kosztuje ok. 150HKD. Warto wziąć coś do ubrania, bo mnie nieźle na górze wywiało.
- The Big Buddha and Po Lin Monastery – Hong Kong
Dojechałam do wioski. Wygląda fajnie, ale to same sklepy z pamiątkami i restauracje (DROGO!). Po przejściu całej trafiłam na plac, który kiedyś był fortecą. Czuję się obserwowana, nade mną ciągle góruje Wielki Budda. To największy siedzący Budda na świecie, budowali go 12 lat! Niespełna 300 schodów do góry i mogę oglądać wielkiego 34 metrowego Buddę z brązu z bliska. Tak naprawdę lepiej widać go z dołu 😉 No, ale jak już tam jestem to jak mogę nie wejść? Z góry widoki piękne, widać leżący niedaleko klasztor Po Lin – zaraz do niego pójdę!
Uff, zlazłam na dół. Prawie naprzeciwko, po drugiej stronie placu jest klasztor. A w nim i naokoło wielu modlących się i palących kadzidła wiernych. Jest to czynne miejsce kultu, dlatego zachowuję się cicho i staram się nie przeszkadzać wiernym. Zdjęcia oczywiście bez flasha, ale w sumie to i tak nigdy go nie używam. Na szczęście można wszędzie wejść i wszystko oglądać.
Klasztor jest przepięknie zdobiony, misz-masz tych kolorów i kształtów może przyprawić o zawrót głowy! Wszędzie zapach kadzideł, wszędzie odgłos potrząsanych w rękach wiernych patyczków. Jest tak inaczej i tak pięknie 🙂 Ilość złota w świątyni jest dla mnie szokiem, jednak w zalewie czerwieni, zieleni i masy, MASY ozdób i wzorów jakoś się wtapia w jedną barwną całość. Wbrew pozorom to, że zwiedzam samotnie nie wzbudza żadnej sensacji. Ludzie są mili i pomocni, ale nie przesadnie.
*****
Kolejny dzień, kolejne zwiedzanie 😉 Nie pochwaliłam się gdzie mieszkam! Na 17 piętrze (czyli jak na tutejsze wieżowce – dość nisko) w legendarnym budynku Chungking Mansions w dzielnicy Tsim Sha Tsui. Czyli w centrum po stronie lądu, tuż przy stacji metra, przy jednej z głównych ulic, wiecznie tętniącej życiem i neonami Nathan Road. Dlaczego ten budynek jest legendarny? Hmm, kiedyś było to siedlisko zła 😉 (był nawet film Chungking Express). A dzisiaj mieści się tam niezliczona ilość hosteli, do wind są kolejki, którymi steruje specjalna obsługa, na poziomie 0 jest niezliczona ilość sklepików z… wszystkim. Jedzeniem (pyszne hinduskie samosy!), telefonami (karta za 100HKD z nielimitowanym internetem na 8 dni), torebkami, zegarkami itd. oraz kantory. W pierwszej chwili jak tam wejdziesz chwycisz się za torebkę/portfel/kieszenie, ale tak naprawdę nic złego się tam nie dzieje, ruch jest niesamowity, turyści i stali mieszkańcy mieszają się ze sprzedawcami i nagabywaczami.
Dzisiaj wieczorem jadę na wycieczkę organizowaną przez targi więc póki co idę pieszo na niedaleko mieszczącą się Aleję Gwiazd.
- Avenue of Stars – Hong Kong
Avenue of Stars ciągnie się wzdłuż Victoria Harbour i wypełniona jest gwiazdami. Ja rozpoznałam tylko 2: Jet Li i Jackie Chan. Reszta nazwisk niestety jest mi obca. Oczywiście nie przegapiłam wielkiego Bruce’a Lee, który ma swój osobny pomnik. Mam też zdjęcie jako dowód, że serio tam jestem, a nawet trafiłam na jakieś tradycyjne występy:
Najbardziej jednak podoba mi się to co widzę przed sobą: widok na wyspę Hong Kong.
Panorama jest niesamowita, jak okiem sięgnąć z wody wyrastają wieżowce! Codziennie panorama wygląda inaczej, ciągle chce się jej robić zdjęcia 🙂 Pokażę Wam też trochę w zbliżeniu 😉
Na zdjęciu wyżej widać prom, którym płynę na wyspę Hong Kong. To COŚ nad samą wodą, co trochę wygląda jak opera w Sydney to Hong Kong Convention and Exhibition Centre czyli budynek targów. Za to widok z wyspy Hong Kong na ląd czyli dzielnicę Tsim Sha Tsui wygląda nie gorzej:
Od lewej zaczynając widać najwyższy wieżowiec w Hong Kongu Sky100, na którego 100 piętrze jest taras widokowy, poniżej jest przystań Star Ferry, tuż obok Wieża Zegarowa i ten fikuśny budynek to Centrum Kultury. Po prawej stronie wielki Hotel InterContinental.
- Lion Pavillion – Hong Kong
Nadszedł wieczór, a w sumie późne popołudnie, tutaj ciemno już było o 19 – a więc wycieczka. Jadę na Victorias Peak oglądać wieczorną panoramę z Lions Pavillion. Jest to najbardziej znany widok na Hong Kong i to on króluje na pocztówkach.
Ciężko się robi zdjęcia w ciemnościach z ręki, a statywu niestety nie mam 🙁 Koniecznie muszę tu wrócić za dnia!
- Lan Kwai Fong – Hong Kong
Ostatnim przystankiem na dzisiaj jest dzielnica rozrywki, czyli Lan Kwai Fong na wyspie Hong Kong. Szczerze mówiąc, zdziwiona jestem wielkością tej „dzielnicy”, która w praktyce jest 2-3 uliczkami. Szukając jej, przeszłam przez środek i prawie minęłam.
Jest jednak ciepło i przyjemnie, więc spaceruję ulicami. Rozświetlone neonami i reklamami ulice miasta wyglądają urzekająco.
*****
Dzisiaj czeka mnie sporo chodzenia 🙂 Najpierw jadę do świątyni Sik Sik Yuen Wong Tai Sin Temple, a potem kolejne znane miejsca.
- Sik Sik Yuen Wong Tai Sin Temple – Hong Kong
Sik Sik Yuen Wong Tai Sin Temple to czynne miejsce kultu. Przed wejściem mam okazję porozmawiać z przemiłym panem z Singapuru, który powiedział mi, że to bardzo znane miejsce, do którego przyjeżdżają wierni z całego świata. Jak wiele historycznych miejsc w Hong Kongu (i chyba w Chinach też) nie jest to jeden budynek a zespół budynków i pawilonów.
Nie wiem co mam fotografować najpierw! Oczywiście, jest tyle ludzi, że nie ma szans na uchwycenie chwili bez nikogo w kadrze. Czerwień, zieleń, żółty, złoto… Lampiony, ornamenty, mnóstwo postaci. Łączą się tu podobno 3 religie: buddyjska, taoistyczna i konfucjańska, a świątynia obiecuje spełniać każdą prośbę.
Co tu dużo mówić, to miejsce jest piękne, niesamowicie mi się podoba. Spędziłam tu większą część dnia, bo ciągle odkrywałam nowe szczegóły, nowe miejsca. Wszędzie palące się kadzidła i masa modlących się stwarzają niesamowity klimat. Inną rzeczą, która rzuca mi się w oczy i jest niesamowita to kontrast między starą świątynią, miejscem świętym, bogato zdobionym i przepełnionym duchowością z otaczającymi ją mieszkalnymi wieżowcami i ulicznym zgiełkiem.
No ale czas ruszać dalej…
- Flower market, Goldfish market, Birds garden – Hong Kong
W Hong Kongu jest wiele marketów, najczęściej z tzw. u nas „chińszczyzną” czyli bez markowymi tanimi ciuchami, a czasem też z podróbkami. Ja wyczytałam, że warto iść na Flower market, Goldfish market, Birds garden. Akurat są tuż obok siebie więc idealnie dla mnie.
Goldfish market to ulica, na której jeden przy drugim stoją „stragany” z rybkami. Z tego co się dowiedziałam tutaj w Hong Kongu bardzo popularne jest trzymanie rybek lub ptaków w klatkach. Na stoiskach jest pełen przegląd rybek, od welonów po wrażliwe paletki. Muszę przyznać, że ta wystawa masy rybek w workach niekoniecznie do mnie trafia…
Flower market jak nazwa wskazuje to stoiska z kwiatami 🙂 Cała ulica pełna kwiatów! Pachnie cudownie, ale nie widzę jakichś super egzotycznych kwiatów 😉 Trochę storczyków ładnych widzę, ale takie same są u nas.
Birds garden na koniec. Ptaki w klatkach to też niezbyt moje klimaty, ale ku mojemu zaskoczeniu jest to faktycznie ogród a nie ulica ze stoiskami. Bardzo ładnie tutaj a ptasi harmider jest większy niż myślałam. Wszędzie wiszą klatki z ptakami, klatki na ptaki, inne akcesoria dla ptaków. Widzę srokę w klatce 😛
Końcówka dnia zdecydowanie nie zniosła konkurencji z początkiem czyli wizytą w świątyni 😉
*****
To na tyle. Koniec części pierwszej, inaczej ten post ciągnąłby się w nieskończoność! Tym, którzy tu dotarli gratuluję wytrwałości 😉 Tych, którym mało zapraszam na kolejną część moooże jutro, mam nadzieję! A na sam koniec przegląd jedzenia:
*****
Cała relacja:
- Hong Kong 2014 czyli Greatdee w wielkim mieście cz. 1
- Hong Kong 2014 czyli Greatdee w wielkim mieście cz. 2
- Hong Kong 2014 praktyczne porady
0 komentarzy