Sezon ślubny trwa w najlepsze. Większość panien młodych decyduje się oddać w ręce profesjonalnej wizażystki, ale są też takie odważne, które same malują się na swój ślub! Osobiście uważam, że warto w taki dzień odjąć sobie trochę stresu i zdać się na pracę profesjonalistki. Dlaczego? Bo ma wszystkie potrzebne kosmetyki, zrobi to profesjonalnie dzięki czemu makijaż będzie wyglądał dobrze zarówno na żywo jak i na zdjęciach, no i co najważniejsze – będzie trwały. Warto zająć się tym wcześniej i zrobić makijaż próbny. Dla chętnych z Poznania i okolic polecam SIĘ 😉 (taka niezbyt subtelna autoreklama hehe). Jeśli jednak nie znalazłaś wizażystki idealnej (okazało się, że umiejętności pań kasujących 30zł za makijaż są poniżej Twoich standardów – pfff, ciekawostka ;>) lub z innych przyczyn nie chcesz korzystać z usług profesjonalisty możesz pomalować się sama. Z góry mówię – raczej na tym nie zaoszczędzisz! Będziesz musiała kupić specjalne kosmetyki, które zapewnią dobry wygląd i super trwałość. Ja na potrzeby pracy w wizażu ułożyłam paletę ślubnych cieni z firmy Glazel, i te cienie polecam!
Sama paleta jest dość solidna, cienka (co ma znaczenie dla mnie jako wizażystki!), czarna i błyszcząca, więc niestety widać na niej ślady palców itd… Cienie można z niej wyjmować. Dodatkową atrakcją jest grawer, który można sobie zażyczyć. Na spodzie palety są też wypisane symbole każdego cienia w odpowiednim miejscu:
Na górze zdjęcie w świetle naturalnym, a na dole z flashem. W palecie jest 15 cieni, na potrzeby jednego ślubu oczywiście nie potrzebujesz aż tyle! Lubię te cienie za to, że są dobrze napigmentowane (w większości), łatwo się nakładają, bardzo ładnie i łatwo się rozcierają, no i są trwałe. Kolejną ich zaletą jest to, że warstwa, którą nakładam na powiekę jest cienka i nie wygląda sucho. Minusem jest to, że trochę się osypują, więc trzeba pamiętać o strzepywaniu nadmiaru cienia z pędzelka.
Poszczególne kolory wyglądają tak (na górze światło naturalne, na dole z flashem):
Górny rząd:
332 – to leciutko satynowa kość słoniowa, bardzo jasna
S38 – matowy kremowy odcień, prawie biały, ale jednak przełamany
H17 – matowy chłodny beż, dość ciemny
302 – matowy jasno różowy, lekko koralowy
328 – grafit z lekkimi drobinkami. Twardy i dość mało kryjący.
Środkowy rząd:
S4 – klasyczny matowy neutralny brąz
S41 – średnio ciemny lekko ciepły brąz, matowy
H19 – ciemny chłodny brąz, matowy
S39 – bardzo ciemny czarny brąz minimalnie podbity fioletem, matowy
H18 – bardzo ciemny brąz, neutralny i podbity czernią, matowy
Dolny rząd:
S18 – na zdjęciu wyszedł przekłamany, blady. Jest to intensywny wrzosowy róż, matowy.
S16 – wrzosowy, ciepły matowy fiolet.
315 – bardzo słabo napigmentowany satynowy wrzosowy fiolet.
337 – przybrudzony matowy róż, wpadający w fiolet.
S42 – ciemniejsza i cieplejsza wersja 337, przybrudzony ciepły róż, trochę idący w jasne bordo, mat.
I kolej na swatche. Wyszły w miarę rzeczywiście, po lewej z flashem, po prawej światło dzienne.
Na tej palecie pracuje mi się bardzo dobrze, kolory które wybrałam pozwalają stworzyć wiele ślubnych makijaży, zarówno delikatnych jak i bardziej drapieżnych. Jedyny zarzut jaki mam to mocne osypywanie się cieni i nierówna jakość. Ale nad jednym można zapanować, a drugie… hmm, w każdej firmie zdarzają się gorsze egzemplarze.
Jeśli chodzi o kupno, ja kupowałam online i tak też chyba są kosmetyki Glazel najłatwiej dostępne. Za to ciężej wybrać kolory.
Jestem bardzo ciekawa, czy któraś z Was malowała się sama na ślub? A jeśli tak, jakich kosmetyków użyłaś i czy byłaś zadowolona z efektu?
0 komentarzy