Kolejną sugestią Waszą była notka o mojej pielęgnacji twarzy. Nie wiem czy moje zdanie coś tu znaczy, bo całkiem niedawno dopiero doszłam do wniosku, że mam chyba skórę suchą (a na pewno przesuszoną). Wcześniej męczyłam skórę preparatami do mieszanej, które absolutnie nic nie dawały, a wręcz pogarszały stan mojej cery. Świecenie nie ustawało (wręcz przeciwnie!), zaskórniki wciąż były, a policzki coraz bardziej suche. Więc przerzuciłam się na piegnację stricte nawilżającą. I – o dziwo! – mam wrażenie, że ze skórą jest coraz lepiej, nawet nie błyszczy się już aż tak bardzo. Mam nadzieję, że weszłam na dobry szlak i dojdę nim do pięknej i promiennej cery o jakiej marzę 😀
W każdym razie, to moja pielęgnacja:
-
Do demakijażu w tej chwili używam płynu micelarnego Ziaji – Jaśminowego. Tak, wiem, jest przeznaczony do cery 50+, ale zauważyłam to dopiero po zakupie. Jaśmin przyćmił mi umysł i wzrok chyba 😉 W każdym razie być może dlatego właśnie nie do końca jestem zadowolona z tego micela. Jak dla mnie jest zbyt agresywny, mam wrażenie, że lekko podrażnia mi skórę. No i szczypie w oczy. Więc jak tylko skończę ten będę dalej szukała swojego ideału 😉
-
Do mycia twarzy używam żelu nawilżającego z Under Twenty – Fall in love skin. Używam go w połączeniu ze szczoteczką (z Oriflamu chyba) – spełnia to rolę peelengu i bardzo dobrze się sprawdza. Robię to ok 2x w tygodniu. Żel bardzo ładnie pachnie, nie wiem czy nawilża, ale zostawia po sobie bardzo fajną świeżą skórę.
-
Tonik – z tej samej serii co żel, przemywam nim skórę przed kremem i za każdym razem kiedy oczekuję odświeżenia. Tu znów nie wiem jak z jego nawilżaniem, ale zostawia fajnie odświeżoną i miękką buzię.
-
Krem znów z tej samej serii – cała ta seria w ogóle bardzo fajnie pachnie, tak świeżo. Krem dobrze nawilża (ale nie spektakularnie), skóra po nim jest maotwa. Przez moment zawsze mam wrażenie, że zostawia taką „miałką” warstwę, ale po chwili ona znika. Lubię ten krem, ale szału nie ma 😉
-
Używam też kremu z Bachledą-Córuś na pudełku – Mus Nawilżający Lirene (jest też na zdjęciu wyżej). Ma faktycznie konsystencję lekkiego musu, fajnie się rozsmarowuje. Bardzo mi się podoba zapach, ale nie umiem go do niczego porównać 😉 Odczuwalnie nawilża skórę właściwie zaraz po nałożeniu. Można go stosować na dzień i na noc, ale ja stosuję go na dzień. Makijaż dobrze się na nim trzyma i skóra się nie błyszczy (tzn po posmarowaniu, bo krem nie ma właściwości matujących).
-
Kolejny krem to krem witalizujący również z serii z Bachledą – ma lekko żelową konsystencję i mieni się, tzn wygląda jakby miał zatopioną masę perłową a nie żadne drobinki. Smaruję się nim na noc, więc nie wiem jak z jego zachowaniem pod makijażem itd. Nie wiem też czy tą „masę perłową” widać na twarzy później 😉 Efektów nie widzę zbytnio, ale też w sumie nie wiem jakby miała wyglądać moja „nowa”, zwitalizowana skóra 😛
-
Pod oczy używam kofeinowego roll-ona Garniera – szczerze mówiąc to dałam się skusić reklamie i na opakowanie 😉 Miał mi zniwelować cienie pod oczami itd, ale nic takiego się nie stało. Może jeśli ktoś ma problem z workami to mu coś pomoże, bo faktycznie skóra jest ładnie napięta po nim. W sumie to używam go, ale niespecjalnie widzę jakiekolwiek efekty. Nie był najtańszy więc pewnie zużyję do końca, ale ciężko mi to idzie, bo jednak roll-on jest wydajny.
9. Ostatnią pozycją jest peeling enzymatyczny Lirene – byłam dość sceptycznie nastawiona do tego typu peelingów. Wydawało mi się, że albo muszą być mega naładowane chemią i agresywne (i zrobią mi „ała”) albo będą tak delikatne, że nic nie zauważę. No, ale dostałam w prezencie więc użyłam. I ku mojemu zdziwieniu peeling działa 😀 Zostawia gładką skórę, taką oczyszczoną i promienną 😀 Używam go naprzemiennie ze szczoteczkowym peelingiem, i jeśli faktycznie jestem regularna w tych zabiegach to nie mam najmniejszych problemów z suchymi skórkami itd.
0 komentarzy